Moje spotkanie z Bogiem – Przemek Lewinski

Niektórzy mówią, że urodziłem się z wiosłem w rękach, ale to nieprawda. Lubię kajakarstwo, ale jeśli już z czymś się urodziłem, to z wędką☺.

Od dzieciństwa prawie każdy wolny dzień spędzałem nad wodą. Każdy dzień weekendu, ferii czy wakacji wyglądał mniej więcej tak. Wieczorem nastawiałem budzik na 3.00. Już kilka minut po tym, jak zadzwonił pędziłem rowerem nad jezioro. Musiałem się śpieszyć, bo droga długa -10 km przez las, a do świtu zostało pół godziny. Doświadczeni wędkarze wiedzą, że na najlepszy połów mamy szansę o wschodzie słońca. Z wyprawy wracałem dopiero na obiad -10 km przez las!. A co robiłem po obiedzie?…

Doświadczeni wędkarze wiedzą, że na najlepszy połów mamy szansę także o zachodzie słońca. Wsiadałem więc na rower i pędziłem nad staw -5 km przez pola tym razem! Wracałem gdy było już ciemno -5 km przez pola! Zgadnijcie co robiłem po powrocie?… Oczywiście nastawiałem budzik na 3.00… I tak dzień w dzień, 30 km na rowerze i 12 godzin zmagań z rybami! Do dziś nie wiem jak to się stało, ale któregoś ranka budzik nie zadzwonił. Gdy spojrzałem na zegarek zamarłem z przerażenia. Było już po szóstej! Cały dzień zmarnowany! Nie wiedziałem co z sobą zrobić… Uspokoiłem się dopiero popołudniu nad stawem. Zaczęło do mnie docierać jak płytkie jest to moje życie, a przecież ja, Przemysław Lewinski chciałem coś ważnego osiągnąć. Jeszcze przez kilka lat, zamiast walczyć – tak jakby moje nazwisko wskazywało – jak lew o jakieś szczytne cele, walczyłem o leszcze i płotki, albo raczej jak leszcz o płotki.

Pewnego dnia mój kolega ze studiów – a studiowałem leśnictwo, bo marzyłem o zamieszkaniu w leśniczówce nad jeziorem pełnym ryb – zaproponował mi rozmowę o Jezusie Chrystusie… Chyba była to ostatnia sprawa, o której chciałbym wtedy rozmawiać. Już jako nastolatek skończyłem z wszelką formą religijności. Tylko do kościoła w niedzielę chodziłem bardzo chętnie i to koniecznie na najwcześniejszą mszę o 6.00! Wyczekiwałem wręcz tej chwili kiedy rano o 5.00 zadzwoni budzik. Mama była trochę zdziwiona moją gorliwością. Nie wiedziała jednak dlaczego tak chętnie uczęszczałem na te poranne nabożeństwa. Od drogi do kościoła odbijała polna dróżka prowadząca prosto nad staw, a tam w zaroślach miałem ukrytą wędkę☺.

Bardzo niechętnie, ale wysłuchałem co miał do powiedzenia ten mój kolega. Z całej rozmowy zapamiętałem, że nie muszę ślepo wierzyć, są dowody na prawdziwość chrześcijaństwa, i że mogę je zbadać. Przez następny miesiąc badałem. Pismo Święte nie było dla mnie święte, ale jedynie jakimś zbiorem baśni i legend. Postanowiłem jednak przeczytać Nowy Testament, bo chciałem zobaczyć co napisano o tymże Jezusie.

Odkryłem, że był postacią historyczną, został ukrzyżowany, a jego zmartwychwstanie jest jedynym rozsądnym wyjaśnieniem faktu, że po trzech dniach grób był pusty. Dowiedziałem się też, że wcale nie musiał umierać. On sam postanowił oddać swoje życie, aby nas ludzi uchronić od śmierci, od wiecznego oddzielenia od Boga. Nikt nie mógł wymyślić takiego scenariusza. Kiedy zrozumiałem, że umarł także za mnie, byłem do głębi przejęty.

W Ewangelii napisanej przez Apostoła Jana znalazłem miejsce, w którym Jezus wyjaśnia cel swojego przyjścia na świat „…Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości.” Chciałem właśnie takiego obfitego, fascynującego i wartościowego życia. Nie interesował mnie napis na nagrobku: „Tu spoczywa wielokrotny mistrz koła wędkarskiego „Płotka”… Nie mając nic do stracenia, jesienią 1987 roku postanowiłem zaufać Chrystusowi.

Minęło ćwierć wieku i już z całą pewnością mogę powiedzieć, że była to najważniejsza decyzja jaką kiedykolwiek podjąłem. Połów ryb dalej jest jedyną sprawą, dla której natychmiast i bez szemrania jestem gotów wstać przed wschodem słońca. Wędkarstwo pozostało największą moją pasją, ale przestało być moim życiem. Żyję teraz dla mojej żony i dwóch synów. Walczę o to, aby moi chłopacy wyrośli na dzielnych i odważnych mężczyzn. Dlatego m. in. zabieram ich na spływy kajakowe ojca z synem, które zresztą bez nich by nie powstały. Jak tylko urodził się Dawid, prawie natychmiast chciałem pływać z nim, ale mama go nie puściła☺. Poczekałem dwa lata, zaprosiłem znajomych i popłynęliśmy.

Na spływach, rejsach żeglarskich, wyprawach wędkarskich wspólnie z moimi współpracownikami walczę o to, aby Jezus był bardziej znany i podziwiany. Wędkarz jest wstanie całymi godzinami czekać z kijem w ręku, aż jakaś rybka łaskawie zechce zjeść robaka zanurzonego w wodzie. Sprawy, którym oddani są nie-wędkarze często są równie mało istotne jak połów ryb.

Życie wielu ludzi zdominowane jest przez jakieś hobby, gry komputerowe, dyscyplinę sportu, firmę, budowę domu… Każdego zachęcam więc do zatrzymania się i do przemyślenia dla kogo żyje. Przystań… i pomyśl o co walczysz!

Przemysław Lewinski założyciel ruchu „Przystań”

Zainteresowałem Cie?
Zapraszam na SzukającBoga.pl